„Wiersz standardowy. W dziesięciu zwrotkach. Bohaterem Andrzej.”

Długo się układały wersy w mojej głowie.
Myślałam o tym gdzie przecinek,
rym, przeniesienie,
tudzież czy i w którym momencie zastosować przysłowie.
Aż 2 lipca w moim nowym mieszkaniu w upale
zaczęło coś się rodzić.
Krzyknęłam: jakże doskonale!
Wzięłam kartkę i długopis, więc…

Andrzeju – czeskiego projektu pogromco,
pamiętam po dziś dzień,
jak na linii było gorąco
a ja opchnęła perfumę z nutą pokrzywy,
swoją radość i Twoje słowa:
ty patrz czy zaznaczasz status prawdziwy!
Cały Andrzej – tak skomentował te słowa Ktoś,
kto siedzi w Warszawie (pozdrawiamy Go).
Już zostawiam Warszawę, bo dziś nie w tej sprawie.

W każdym razie…
z moimi myślami często tak bywa, że jedna goni drugą
i gdy ta złapana wędruje na papier – proces twórczy się przerywa.
Jednak muszę je chwytać i zamieniać w słowa,
aby ogarniać to, co tworzy moja głowa – efektem poezja
lub proza poezyjnie udziwniona.

Wracając do odległego terminu powstania
mojego dla Ciebie utworu,
pomyśl, jaką czułam presję,
bojąc się, że niedoceniony stanie się częścią
zwykłego pospołu.
Lecz strach minął i tworzą się zwrotki,
wróciła wena a język znów stał się wiotki.

Byłeś w Czechach robiąc swemu stadu dobrą reklamę.
Wiemy, że dyplomacja to Twój znak rozpoznawczy,
a z klientem trzeba trzymać sztamę,
bo tu nie ma czegoś takiego, jak program naprawczy.

Swego czasu kłóciliśmy się niesłychanie o to,
kto jest większą pierdołą.
Ty utrzymujesz, że ja,
ja utrzymuję, że Ty.
Każdy ma prawo mieć własne zdanie.

Chciałabym napisać zakończenie takie,
że łza błyśnie Ci w oku,
jako rekompensatę za to,
iż przez inny projekt
trzymam się nieznacznie z boku,
co w sumie jest natury mej wyrazem.

Andrzej, cóż mam rzec,
gdy oboje wiemy, żem jak córka marnotrawna
skuszona przez orangowe jeny
uciekłam na chwilę, na miesiące cztery,
po czem wróciłam skruszona
w projektu Twego ramiona.

Wiem też, że każda z nas jak puzzel jest układanki,
jak kafelek zdobiący podłogę,
jak kostka w Poz Bruku,
że bez choć jednej skręciłbyś sobie nogę,
dlatego, gdy trzeba przyjść w weekend
nigdy nie usłyszysz ode mnie: nie mogę.

Czas kończyć stworzoną na Twą cześć pseudo-odę.
Mam nadzieję, że gdy ją odczytasz – dostrzeżesz
wersów jej niebywałą urodę
i wrażliwość mą gdzieś w nie wplecioną
błyskającą jasną zoną,
niemal tak jasną, jak oblicze mej twarzy
podczas tego, co lubię – procesu sprzedaży.
2.07.2015

5 thoughts on “„Wiersz standardowy. W dziesięciu zwrotkach. Bohaterem Andrzej.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *