Nigdy nie jestem sama
Nawet gdy nikogo nie ma
Coś jest obok raz bliżej raz dalej
Zagląda mi w oczy
Znika jak mrugam
Gdy patrzę w bok patrzy uważniej
Nie chce bym wychodziła
Bo tam tyle świateł
A ja jak człowiek chory
próbuję się oddzielić
Jak człowiek chory
Zasłaniam się gdy wychodzę na zewnątrz
Jakby nie chciało bym była szczęśliwa
Gdy szerzej otwieram oczy
Zamiera
Gdy zamykam
Ono swe szerzej otwiera
Nie jestem sama
Już nie wiem kim jestem
I nie wiem gdzie jestem
Gdziekolwiek idę
Kroczy za mną czasem obok
Może to Myśl
A może istota nieludzka
Co we mnie siedzi
I wychodzi gdy o niej myślę
Świat mój rozbity próbuję pozbierać
Gdy trzymam kawałki w ręce
wytrąca je i rozsypuje
I gdyby był sens w tym
Stalibyśmy się jednością
Mimo że w jedną stronę zmierzamy
Nie będzie scalenia
Bo jedno chce istnieć samo bez niczego
A drugie potrzebuje ciała
dla swego istnienia.
20.09.2014 Cykl „Myśl”